Hiszpania to nie tylko idylliczny obraz palm, gorącego słońca, pięknych plaż i specyficznego usposobienia mieszkańców. To także opowieść o mrocznych sprawach, które głęboko zraniły mnóstwo rodzin i odcisnęły piętno na społeczeństwie. Kraj do dziś zmaga się z demonami swojej przeszłości, odsłaniając jego ciemniejszą stronę i pozostawiając trwały cień nad jego historią.
Jednym z najbardziej wstrząsających i przerażających aspektów najnowszej historii Hiszpanii są skradzione dzieci. Skandal związany z bebés robados (ukradzionymi dziećmi) oraz zjawiskiem hijos falsos (fałszywych dzieci) pozostawia niezabliźnioną ranę w hiszpańskim narodzie, przypominając o krzywdzie wyrządzonej tysiącom rodzin. Handel noworodkami rozpoczął się podczas dyktatury Franco, a ostatnie przypadki bebés robados notuje się w latach dziewięćdziesiątych, czyli wcale nie tak dawno.
Handel noworodkami i jego geneza
Historia skradzionych dzieci zaczyna się w okresie panowania generała Franco, który wyszedł zwycięsko z walk w 1939 roku, co zakończyło wojnę domową. Narzucił wówczas reżim dyktatorski, charakteryzujący się represjami i autorytarnymi rządami. Wśród chaosu i strachu ludzie stanęli przed prawdziwymi koszmarami, w tym przed kradzieżą ich potomstwa.
W czasach dyktatury Franco, wiele dzieci zostało brutalnie oddzielonych od swoich biologicznych rodziców i oddanych za pieniądze innym. Powszechny był handel noworodkami, a zjawisko było szczególnie dotkliwe w przypadku dzieci urodzonych w rodzinach będących przeciwnikami reżimu, lub też wśród rodzin, które były niewystarczająco katolickie w swoich praktykach religijnych. Uwikłani w ten proceder byli lekarze, pielęgniarki i zakonnice, tworząc swoistą mafię zarabiającą na handlu noworodkami.
Ofiarami często były młode, niezamężne kobiety, które rodziły w szpitalach prowadzonych przez zakony religijne. Pod przykrywką opieki medycznej noworodki zabierano ich biologicznym matkom i sprzedawano niczym towar bardziej „odpowiednim” rodzinom, często tym, które popierały reżim frankistowski. Matki, które uważano za moralnie nieodpowiednie lub politycznie niebezpieczne, zmuszano do rodzenia w szpitalach prowadzonych przez instytucje kościelne, gdzie ich dzieci po urodzeniu były im odbierane. Wiele matek nie otrzymywało żadnych informacji o losie swoich dzieci, które raz na zawsze znikały w otchłaniach nielegalnego systemu adopcyjnego. Kobiety, które odważyły się sprzeciwić temu procederowi, były zastraszane. Dzieci fałszywie rejestrowano jako zmarłe, a następnie sprzedawano innym rodzicom, którzy nie mogli mieć dziecka.
Bebés robados – skradzione dzieci Hiszpanii
Temat skradzionych dzieci przez długi czas był owiany milczeniem. Matkom często mówiono, że ich dzieci zmarły po porodzie. Bywały też sytuacje, kiedy kobiety zmuszano do oddania swoich dzieci w przekonaniu, że to najlepsze rozwiązanie dla ich przyszłości. W rezultacie tysiące matek przez lata żyło w bólu i niepewności co do losu swojego potomstwa.
Same skradzione dzieci dorastały w nieświadomości swojej prawdziwej tożsamości, wychowywane przez obce rodziny. Niektórzy odkrywali później brutalną prawdę, podejmując żmudne próby rozwikłania zagadek swojej przeszłości. Dla wielu rodzin pozostają oni na zawsze zaginieni, a ich losy splatają się z cieniami historii.
Prawdziwa skala tej okropności zaczęła ujawniać się dopiero pod koniec dwudziestego wieku, gdy ludzie odważyli się, aby opowiedzieć swoje historie. Matki, którym powiedziano, że ich dzieci zmarły, później znajdowały dowody sugerujące zupełnie co innego. Sfałszowane świadectwa zgonu czy nieścisłości w dokumentacji szpitalnej nie dawały im spokoju. Dla wielu osób poszukiwanie swoich zaginionych dzieci stało się życiową misją, dążeniem do prawdy, niezmiernie gorzkiej, ale prawdy.
Mimo wysiłków w dochodzeniu i ściganiu odpowiednich osób, w tym lekarzy, pielęgniarek, a nawet członków duchowieństwa, osiągnięcie sprawiedliwości okazało się niezwykle trudne, a w wielu przypadkach wręcz niemożliwe. Przeszkody prawne, biurokratyczna inercja i upływ czasu utrudniały postęp, pozostawiając wiele rodzin bez zamknięcia sprawy. Psychologiczny koszt utraty dziecka w takich okolicznościach jest nie do oszacowania.
Hijos falsos – zjawisko fałszywych tożsamości
Równolegle ze skandalem bebés robados związane jest zjawisko hijos falsos, czyli dzieci, których tożsamości zostały sfałszowane. Niektóre przypadki motywowano przyczynami politycznymi lub ideologicznymi. Inne wynikały natomiast z bardziej osobistych powodów, takich jak ukrywanie narodzin czy tuszowanie niepłodności. Bez względu na przyczyny, konsekwencje dla dotkniętych osób były niszczące. Według danych, osób z fałszywymi tożsamościami w Hiszpanii może być nawet trzysta tysięcy. Oznacza to, że wiele z nich żyje w nieświadomości, że została adoptowana, (a właściwie kupiona), niczego nie podejrzewa i prawdopodobnie nigdy nie dowie się prawdy.
Odkrycie, że jest się hijo falso (fałszywym dzieckiem), może zniszczyć poczucie własnej tożsamości i przynależności. Do tego dochodzi jeszcze nagła świadomość, że rodzice, których uważało się za biologicznych, kupili cię jak jakiś towar. Trudno to wszystko sobie wyobrazić. Ofiary tego zjawiska zmagały się nie tylko z wyzwaniami prawno-organizacyjnymi, ale również emocjonalnymi. Dla wielu osób, od których narodzin minęły dziesięciolecia, odzyskanie prawdziwych tożsamości okazało się niemożliwe.
Konsekwencje długotrwałego cierpienia
Mówi się, że czas leczy rany, ale w tym wypadku wydaje się, że upływający czas pogłębia je jeszcze bardziej. Nie da się uleczyć cierpienia rodzin, które doświadczyły straty swoich dzieci w wyniku tych bezdusznych, przechodzących ludzkie pojęcie praktyk. Brak domniemanej sprawiedliwości, a także utrata tożsamości i historii rodzinnej, pozostawiają trwałe blizny emocjonalne, które przekazuje się z pokolenia na pokolenie.
W ostatnich latach hiszpańskie społeczeństwo podjęło próby otwartego konfrontowania się z tą mroczną częścią swojej historii. Wszczęto śledztwa mające na celu rzucenie światła na te makabryczne zbrodnie przeszłości. Jednak znaczna ilość rodzin, która straciła swoje dzieci w taki sposób, nigdy nie otrzymała żadnych wiadomości na temat ich prawdziwego losu.
Walka o prawdę i sprawiedliwość
Demony przeszłości Hiszpanii w dalszym ciągu rzucają cień na teraźniejszość, przypominając o trwałym dziedzictwie traumy i niesprawiedliwości. Choć minęło wiele lat od tamtych zdarzeń, walka o ujawnienie prawdy i uznanie winnych stoi w miejscu. W ostatnich latach rodziny ofiar oraz organizacje społeczne domagały się sprawiedliwości dla tych, których życia zostały zniszczone. W 2007 roku uchwalono prawo o pamięci historycznej, co miało na celu uznanie i rekompensatę ofiar reżimu Franco, w tym skradzionych dzieci. Jednak w rzeczywistości hiszpański rząd nie zrobił w tej sprawie zbyt wiele.
Dotknięte rodziny borykały się z biurokratycznymi przeszkodami i oporem instytucji w dążeniu do uzyskania odpowiedzi. Upływ czasu również odcisnął znaczące piętno, a nadzieja na odnalezienie zaginionych bliskich każdego kolejnego roku słabnie. Droga do sprawiedliwości dla ofiar pozostaje wyboista, a światełka w tunelu nie widać. Ostatecznie większość śledztw dotyczących bebés robados umorzono z powodu braku wystarczających dowodów. Wielu rodzinom wciąż brakuje odpowiedzi na niezmiernie istotne pytania. Niestety bez dokumentacji ani świadectw, są to tragedie, które pozostają nierozwiązane do dziś.
Cristina zaczęła wypytywać o syna. Chciała wiedzieć, gdzie jest, co mu robią, kiedy go jej przyniosą.
Katarzyna Kobylarczyk, Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci.
– Zajmują się nim, spokojnie – odpowiadała pielęgniarka.
– Przynieście mi go – prosiła Cristina. – Przynieście mi go albo pozwólcie mi do niego iść!
Wreszcie, kiedy skończyli ją opatrywać, wzięli ją na korytarz i pielęgniarka powiedziała: twój syn zmarł.
– Chcę go zobaczyć.
– Dziecko, lepiej nie.
– Chcę go zobaczyć!
– My się wszystkim zajmiemy.
– Chcę go zobaczyć!
Nie pokazali jej ciałka. Kiedy do szpitala przyjechał Santi z rodzicami Cristiny, im także odmówiono pokazania zwłok niemowlęcia, chociaż wielokrotnie o to prosili. Personel powtarzał tylko: „My się wszystkim zajmiemy, dziewczyna jest młoda, za rok może tu urodzić kolejne dziecko, niech się niczym nie przejmuje, a państwo niech już idą, ona dużo przeszła, przecież państwo widzą, że musi odpocząć”.
Jedna z pracujących w szpitalu zakonnic podeszła do Cristiny.
– Czemu płaczesz? – zapytała. – Powinnaś się cieszyć, twój syn jest teraz aniołkiem w niebie, będzie się tam za ciebie modlił.
Cristina odpowiedziała, że jej syn nie jest aniołkiem, chociaż nazywa się Miguel Ángel, Michał Anioł.
– I żyje, wiem, że żyje, nie umarł.