Mi Querida España.
Kochana Hiszpanio,
Minęło 11 lat od dnia, w którym po raz pierwszy moja noga stanęła na Twojej ziemi.
Już wtedy mnie poruszyłaś.
Głęboko, bez słów.
Przywitałaś mnie niczym dobra przyjaciółka.
Jakbyśmy znały się od zawsze.
Od 8 lat jesteś moim domem. Przeszłam z Tobą kawał drogi.
Zdążyłam poznać Cię jak własną kieszeń.
Znam zarówno Twoje blaski, jak i cienie,
Twoją magnetyzującą energię i Twój błogi spokój,
Twoje dostatki oraz Twoje braki.
O mnie możesz powiedzieć to samo. Ty również poznałaś mnie na wylot.
Byłaś cierpliwa i wyrozumiała, gdy stawiałam swoje pierwsze, nieśmiałe kroki tuż po przeprowadzce.
Znasz moje radości, uśmiechy, smutki i łzy skrywane za ciemnymi szkłami okularów przeciwsłonecznych.
Znasz moje lęki i najgorsze dni.
Wiesz, że nie zawsze było kolorowo.
Ale było też pięknie.
Jak to w życiu.
Piszę do Ciebie z perspektywy codzienności. Takiej zwyczajnej – z hałasem śmieciarki w środku nocy, z gwarem dzieci pod oknem, z zapachem prania schnącego na balkonie i kawy parzonej o poranku.
Hiszpanio, już nie patrzę na Ciebie przez różowe okulary. Ale bez nich widzę Cię wyraźniej. I w tej wyrazistości rysuje się coś znacznie cenniejszego niż początkowe zauroczenie – wyłania się z niej prawdziwa więź.
Jesteś moją wspaniałą nauczycielką.
Nauczyłaś mnie doceniać drobiazgi i celebrować małe rzeczy.
Pokazałaś, że szczęście nie musi być spektakularne. Wręcz przeciwnie – może być ciche i zupełnie proste.
Zrozumiałam, że życie nie musi być po coś. Może być po prostu. I że nie należy traktować go zbyt poważnie.
Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że „być” jest o wiele ważniejsze niż „mieć”.
Doskonale wytłumaczyłaś mi, że Twoje „mañana” nie oznacza lenistwa, tylko chodzi w nim o to, że nie wszystko musi być na już, nie wszystko musi być perfekcyjne. Przekonałaś mnie, że warto spieszyć się powoli i świat się przez to nie zawali.
Uświadomiłaś mi, że „No pasa nada” to coś więcej niż tylko wyrażenie. To w praktyce styl życia. Spokój, luz, brak spiny i dramatów. Dzięki Tobie wiem, że nie warto się zadręczać, tylko lepiej powiedzieć sobie: No pasa nada… i iść dalej.
Kocham Cię nie tylko za wyjątkowe miejsca, ale przede wszystkim za ludzi, którzy pomimo trudności i problemów, nadal kochają życie.
Za to, że na każdym kroku przypominasz mi: „Zwolnij. Usiądź. Popatrz. Uśmiechnij się. Poczuj smak chwili”.
Hiszpanio, wiem, że nie jesteś idealna. Ja też taka nie jestem.
Ale przecież kocha się nie za to, co idealne. Kocha się za to, co prawdziwe. Kocha się mimo wszystko.
I tak właśnie jest.
Moja miłość do Ciebie nie jest ślepa, lecz jest dojrzałym uczuciem.
Jestem świadoma Twoich niedoskonałości, a jednak wciąż wybieram Ciebie.
Jesteś moim miejscem na ziemi.
Znajdujesz się nie tylko na mapie.
Drzemiesz także w zakamarkach mojej duszy.
Nie jestem stąd.
Nie jesteś moją ojczyzną.
Ale coś we mnie jest częścią Ciebie.
Nie wiem, co będzie za 5, 10 lat, ba, nie wiem, co będzie jutro.
Czy zostanę tutaj na zawsze? Trudno powiedzieć. Życie jest nieprzewidywalne.
Ale wiem jedno – gdziekolwiek los mnie zaprowadzi, Ty już zawsze będziesz wyryta w moim sercu. Zostawiłaś głęboki ślad w moim spojrzeniu, mentalności i sposobie bycia.
Kiedy zaczynałam pisać ten blog, nie sądziłam, że stanie się on swego rodzaju mostem łączącym mnie z Tobą, ale też z ludźmi, którzy myślą tak jak ja. Dzięki pisaniu mogę dzielić się tym, co mi dałaś. Fragmentami siebie i cząstką mojego życia. I to naprawdę bardzo fajne uczucie, jeśli ktoś się z tym utożsamia.
Hiszpanio, jestem z Tobą na dobre i na złe.
Już zawsze będę spleciona z Tobą duszą.
Gracias por todo.
Dziękuję za wszystko,

A Ty? Co najważniejszego napisał(a)byś w swoim liście do Hiszpanii?
Pięknie napisane 🙏🏻to nie te spektakularne chwile, ale te najprostsze są najważniejsze, żeby umieć je doceniać, żeby być 🧡