W Hiszpanii przed świętami nastąpił bardzo duży wzrost liczby zakażeń Covid-19. W ostatnich dniach padł rekord od początku pandemii. Tym razem wirus nie ominął mnie i mojej rodziny. Zaraziliśmy się tuż przed świętami. Covid to bardzo gorący temat. A że dotknął mnie bezpośrednio, postanowiłam napisać o moim doświadczeniu.
Nic nie zapowiadało tego, że w tym roku nie będzie mi dane poczuć atmosfery świąt. Przez ten okres, zamiast cieszyć się tym magicznym czasem, toczyłam walkę z wirusem. Es lo que hay (Jest, jak jest) – powiedzieliby Hiszpanie. Wirus pojawił się nagle i niespodziewanie. Bezczelnie pokrzyżował nam plany. Postanowił, że akurat teraz muszę odczuć go na własnej skórze.
Wszystko zaczęło się na dzień przed Wigilią. Od dreszczy i podwyższonej temperatury. Przez kilka dni miałam lekkie zawroty głowy oraz przyśpieszony puls. Całą Wigilię przeleżałam. Takiego dziwnego bólu pleców nie miałam chyba nigdy w życiu. Gorączka nie wystąpiła. Miałam jedynie stan podgorączkowy, który szybko minął. Na początku choroby bolała mnie też głowa. Czułam osłabienie jak z kosmosu. Któregoś dnia straciłam węch, miałam zaburzenia smaku, przedziwnie zatkany nos, potworne swędzenie w krtani, ból gardła i kaszel. Wtedy zrobiłam test, który wyszedł pozytywny.
Duszności ani problemów z oddychaniem na szczęście nie miałam. To, co między innymi wspominam to dziwne, wcześniej nieznane zmęczenie, zupełnie inne niż przy grypie. Po kilku następnych dniach straciłam apetyt. W dziewiątym dniu nastąpiło pogorszenie, jakiś przełom. Miałam straszne nudności, nie mogłam jeść. Dziesiątego dnia jak ręką odjął, zaczęłam wracać do zdrowia. Odzyskałam smak i węch. Przeżyłam.

Od wystąpienia pierwszych objawów minęło trzynaście dni. Czuję się dobrze. Nie mam już żadnych symptomów infekcji. Mój mąż przeszedł wirusa jeszcze lżej ode mnie. 5-letni syn skarżył się jedynie na chwilowy ból brzucha. 3-letnia córka nie miała żadnych objawów.
Podczas choroby niepotrzebnie się stresowałam. Chyba podświadomie bałam się duszności i problemów z oddychaniem, które w ogóle nie wystąpiły. Pomimo że czułam się fatalnie, w moim przypadku wirus okazał się nie być taki straszny, jak go malują. A może miałam po prostu szczęście? Słysząc inne, gorsze historie, jestem wdzięczna i bardzo dziękuję za moją…
Podejrzewam jednak, że większość z nas będzie miała łagodne objawy infekcji. I tego życzę wszystkim z całego serca. Może gdyby naokoło nie rozsiewano tyle strachu, przechodzilibyśmy tę chorobę jeszcze lżej? Wiadomo, stres robi swoje. Dlaczego zamiast dążyć do manipulowania ludźmi i do ich zastraszania, nie udziela się informacji jak z tym żyć?
Musimy się tego nauczyć. Musimy normalnie żyć. Przede wszystkim bez paniki, nadmiernego stresu, z największym spokojem, z jakim możemy, nie wierząc we wszystko, co mówią w telewizji i podchodząc do tego z dystansem.
PS Nie jestem zaszczepiona.
Życzę Wam dużo zdrowia, jeszcze więcej spokoju, zdwojonej siły i mnóstwo optymizmu w tych dziwnych czasach, w których przyszło nam żyć…
Fajnie to podsumowałaś! Trzeba po prostu iść swoją drogą, nie bać się i odciąć się od złych wiadomości rozsiewających strach. Jak najmniej telewizji, ale jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu z rodzinną i przyjaciółmi. Też przeszedłem kowid w zeszłym roku, a towarzyszyło mi głównie duże osłabienie i skoki temperatury. Ale jak sięgnę pamięcią wstecz głębiej, to też kilka gryp (czy infekcji) także mi trochę dopiekło.
Choroby były, są i będą i trzeba nauczyć się z tym pogodzić, a nie panikować i pozwalać sobie (i dzieciom!) wstrzykiwać jakieś paskustwo. Pod wpływem emocji i presji otoczenia.
Ja też nie jestem ‚wyszczepiony populacyjnie’.
Jeśli mogę coś doradzić, to warto sobie mniej więcej miesiąc po chorobie zrobić sobie test na przeciwciała. W Polsce jest to płatne, ale warto wiedzieć. Mam tych przeciwciał sporo, kilkadziesiąt razy więcej niż próg. I te przeciwciała (po przechorowaniu) utrzymują się u mnie na wysokim poziomie po prawie roku. U wyszczepionych zanikają po pół roku, to się potwierdziło, bo stomatolog, do którego chodzę, był strasznie zawiedziony swoim stanem, gdy wykonał test.
Na koniec – życzę Wam wszystkim dużo zdrowia i wszystkiego najlepszego w tych trudnych czasach.
P.S.
Ja również jestem zakochany w Hiszpanii, najbardziej w Andaluzji. Byłem też w Katalonii, a marzę jeszcze o Kraju Basków.
Mam takie samo zdanie na ten temat 🙂 Dzięki za informację o przeciwciałach. Tobie również życzę dużo zdrowia oraz wszystkiego dobrego.
PS Andaluzja jest piękna. To mój ulubiony region Hiszpanii 🙂
No to masz to za sobą. Może i Andaluzja to dobry kierunek na przyszłość.