Masz prawo jazdy, które od dłuższego czasu leży głęboko w szufladzie? Boisz się jeździć? Na samą myśl ogarnia Cię paraliżujący strach? Ten wpis jest specjalnie dla Ciebie. Też tak miałam. Opowiem Ci o moim doświadczeniu…
28.06.2005 rok. Dzień, w którym zdałam egzamin na prawo jazdy. Udało mi się to zrobić za… dziesiątym razem. Wcale się tego nie wstydzę. Zajęło mi to aż tyle czasu, nie dlatego, że nie umiałam jeździć. Zżerał mnie potworny stres, który dosłownie odbierał mi myślenie. Pamiętam, że powiedziałam sobie wtedy, że jak teraz nie zdam, to znaczy, że się do tego nie nadaję i po prostu dam sobie spokój. I wtedy zdałam. Prawo jazdy jednak schowałam gdzieś na dnie szuflady i przeleżało tam aż prawie 17 lat! Przez ten czas praktycznie w ogóle nie jeździłam.
Chyba pod tym względem nie wierzyłam dostatecznie w siebie. Wmówiłam sobie, że nie potrafię i głupia tak w tym trwałam. Lecz przyszedł czas, że potrzebowałam stać się w tej kwestii niezależna. Sama też miałam wielką ochotę to zmienić. Całkiem niedawno, bo na początku listopada zrobiłam w tym celu pierwszy krok. W ten dzień, po 17 latach, otworzyły się moje oczy, bo przekonałam się, że nie wierzyłam wystarczająco w swoje możliwości.
Jeżdżenie samochodem to była moja zmora, nie mogłam przełamać tej bariery. Bałam się. Ostatnie miejsce, gdzie można było mnie zobaczyć to w samochodzie za kierownicą.
Zapisałam się więc na kilka jazd z instruktorem. Na pierwszą jazdę przyszłam lekko zestresowana i jak zwykle po czasie okazało się, że niepotrzebnie. Myślałam, że nie będę umiała nawet uruchomić samochodu i ruszyć. Jak bardzo się zdziwiłam, gdy ruszyłam i pojechałam tak, że zaskoczyłam samą siebie.
– Joana, lo has hecho muy bien, el miedo está sólo en tu cabeza (Dżoana bardzo dobrze ci poszło, strach jest tylko w twojej głowie) – słyszę na koniec słowa instruktora.
Jedną z najczęściej występujących fobii na świecie jest amaksofobia, czyli paniczny lęk przed prowadzeniem auta. Jednak wielu z nas odczuwa stres z tym związany, który nie oznacza od razu fobii. Jeśli przez długi czas nie prowadziliśmy samochodu lub mamy niewielkie doświadczenie na drodze, takie uczucie jest całkowicie normalne. Nie znaczy natomiast, że mamy tego unikać jak ognia. Musimy po prostu się z tym zmierzyć, stanąć twarzą w twarz. Stres przed prowadzeniem samochodu może objawiać się zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i psychicznej. Jednak nawet nadmierny strach możemy nauczyć się kontrolować. Zapewniam Cię, że on po pewnym czasie mija.
Jak więc przełamać tę blokadę?
Po prostu wsiąść do samochodu, ruszyć i jeździć. Wiem, że łatwo powiedzieć, a czasem trudniej zrobić, ale w tym przypadku nie ma innej opcji. Pamiętaj, że jeśli masz prawo jazdy, to oznacza, że potrafisz prowadzić samochód. Egzaminator raczej nie pozwoliłby Ci zdać egzaminu tylko z powodu pięknych oczu. Brakuje Ci jedynie doświadczenia, wprawy i pewności siebie za kółkiem, a te zdobędziesz, tylko regularnie jeżdżąc. Paraliżuje Cię strach? Pomimo tego, siadaj i jedź. Lęk siedzi tylko w Twojej głowie. Jazda samochodem z pozoru trudna, po czasie wyda Ci się bardzo łatwa. Nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Odwaga polega na tym, że nawet jeśli śmiertelnie się boimy to i tak wsiadamy na konia.
Colleen Houck
Już przytaczałam powyższy cytat w jednym z moich artykułów. Na potrzeby tekstu, możemy zmienić „na konia” w „do auta”. Bądźmy więc odważni. Wsiądźmy do tego auta, włączmy silnik i w drogę! Mamy tylko jedno życie. Nie warto tracić czasu na strach.
– Joana confía en tí, porque conduces bien (Dżoana uwierz w siebie, bo dobrze jeździsz) – tymi słowami instruktor zakończył moją ostatnią jazdę. Chyba również dzięki temu, co powiedział, właśnie tak się stało. To było z jego strony bardzo budujące i od tego rozpoczęła się moja wiara w siebie za kierownicą.
Po jazdach z instruktorem przyszło mi samej zmierzyć się z moim strachem, co okazało się już o wiele trudniejsze. Na początku jeździłam z moim mężem, który cały czas udzielał mi rad. Nie ukrywam, że czasami zaczynało mnie to denerwować. Czułam się niepewnie, oblewał mnie pot, serce waliło jak młot, cała się wewnątrz trzęsłam. Mimo tego jechałam naprzód.
To jest bardzo ważne, aby uczyć się jeździć samemu.
Z instruktorem, owszem przełamiesz pierwsze lody, ale nie nauczysz się podejmować samodzielnych decyzji na drodze. Zawsze ta odpowiedzialność będzie spoczywała na kimś innym. A przecież nie o to w tym chodzi.
Nie zapomnę tego uczucia, kiedy po raz pierwszy zrobiłam to w samotności. Włączyłam muzykę i pełna adrenaliny ruszyłam odkrywać siebie na nowo. Tak właśnie się czułam. – Kurwa, to niemożliwe! – słyszałam wydobywający się gdzieś z mojego wnętrza głos. A jednak możliwe. Wszystko jest możliwe, kiedy tylko na to pozwolimy. Zrzućmy więc raz na zawsze te niewidzialne kajdany z naszych rąk, bowiem widoczne są one tylko w naszych oczach.
Z każdą jazdą czuję się pewniej i robię to jeszcze lepiej. Nie przejmuję się, gdy coś nie zawsze wychodzi mi tak, jakbym chciała. Na początku nie raz poczułam się jak debil na drodze i zostałam przez to strąbiona. Czasem mi się należało. Nie zrażałam się tym. Nie od razu Kraków zbudowano.
Pamiętaj, że najlepszym nauczycielem jest Twój ostatni błąd. Tylko w ten sposób nauczysz się jeździć. W końcu dojdziesz do perfekcji. Trening czyni mistrza. Ważne, aby się nie poddawać, a przed uruchomieniem samochodu, włączyć przede wszystkim pozytywne myślenie.
Teraz żałuję, że czekałam na to taki szmat czasu. Nagle odkryłam, że uwielbiam jeździć. Wcześniej wydawało mi się nie do pomyślenia, że można czerpać przyjemność z prowadzenia samochodu. I chociaż do idealnej techniki jazdy jeszcze trochę mi brakuje, to i tak wiem, że zaszłam daleko. Robię coś, co jeszcze niedawno wydawało mi się bardzo mało prawdopodobne, a wręcz niemożliwe. I jak widać, istniało tylko w mojej głowie. To jest naprawdę wspaniałe uczucie. Jeśli ja po 17 latach mogę, to Ty na pewno też! Ale najpierw uwierz w siebie. Szerokiej drogi!
PS Ostatnio już nikt na mnie nie trąbi. To chyba dobry znak. 🤭
Jakbym o sobie czytała – znaczy, początek, bez happy endu w postaci przyjemności z jazdy i pewności siebie za kółkiem. Na razie mam ochotę świętować za każdym razem, jak dojadę żywa na podwórko.
Ja też to świętuję. To takie moje małe – wielkie codzienne sukcesy. 🙂
Ja do tej pory mam lekki stresik przy prowadzeniu auta. Mieszkając w Pl mąż kupil mi do nauki starego golfa (był już pełnoletni czyli 18 lat- samochód, nie mąż) I rzecze do mnie „do nauki, aby szkoda nie było”. Była to manualna skrzynia biegów i mój koszmar! Stres redukowania biegów! Ba! Ja nie potrafiłam ich gładko bez stresu zmieniać, a ruszać na rondzie i od razu skręcać i zmieniać biegi? Serio, jak typowa baba za kierownicą. Często wolałam się przejść z ciężkimi siatami niż odpalać auto. Już nie wspomnę swoje pierwsze „przyrysowanie” auta… Teraz kupiliśmy dla mnie auto w automacie – wiem, moj mąż mowi ze to auto dla idiotów- ale jeżeli tak, to wolę być idiotą. Mogę się skupić w zupełności na jeździe, a nie jeszcze na szarpaniu biegami. Nie powiem, aby to było moje nowe hobby, ale jak trzeba to i sama do Köln pojadę, mimo że mapa Google 5x będzie mi na nowo trasę ustawiać (bo wiadomka, że po drodze coś pomylę)
Tak, na początku trudno ogarnąć te biegi. Wydaje się, że trzeba robić wszystko na raz, ale po jakimś czasie wchodzi to w krew. 🙂
Ja jednak pozostaje już na zawsze wierna automatowi 🙂 niestety manual nie wszedł mi w krew 😛
Ja do tej pory miałam do czynienia tylko z manualem. 🙂
Ten tekst to chyba o mnie :):) Ja próbowałam zdać prawko wiele lat temu, nie udało się 2 razy, zraziłam się i zrezygnowałam. Muszę jednak przyznać, że bardzo rzadko kogoś krytykuję, ale instruktora miałam gorzej niż beznadziejnego. Zważywszy na to i tak spory sukces, że cokolwiek się nauczyłam, chyba nie było najgorzej. Wróciłam do tematu po wielu latach, już po trzydziestce. Wcześniej migałam się jak mogłam i wolałam wszędzie dojeżdżać komunikacją miejską, nawet jeśli było to niewygodne. W każdym razie zdałam za trzecim razem i też przede wszystkim trochę to trwało przez meeeega stres. Taki rzeczywiście obezwładniający. A potem kupiłam samochód i…stał. Stał 3 lata zanim musiałam zdobyć się na odwagę. Zapisaliśmy syna do szkoły dość daleko i nawet nie byłoby opcji dojeżdżać inaczej. W sumie to był dobry krok, bo po prostu musiałam prowadzić. I zawsze czułam paniczny strach na myśl, że w ogóle miałabym wyjechać z garażu. Nie wiem jak to ludzie robią, że się nie boją. A przynajmniej, że ten strach mogą jakoś kontrolować. Szczerze mówiąc miałam etap, że jak patrzyłam na syna to sobie myślałam, że kocham go nad życie, a co się stanie jak będę narażać go na jakiś wypadek? 😀 Teraz się śmieję i wiem, że to trochę nienormalne podejście, ale ta fobia była strasznie silna. No ale pierwsze koty za płoty, jak raz pojechałam to zaczęłam jeździć. Koniec końców jeździłam już wszędzie, nawet w dłuższe podróże. Ojj, może omijałam jedno poznańskie rondo, które przebudowali tak, że musieli załączać instrukcję w internecie i ciągle są tam wypadki 😀 Choć ten strach też pewnie w mojej głowie. Od miesiąca mieszkamy w Hiszpanii i znów to samo. Bo tu jakoś inaczej i wszędzie pełno rond haha. Choć może ten strach i tak ciut mniejszy. No ale jeszcze kilka dni temu miałam straszną blokadę i jak mąż pojechał na 10 dni do Polski to postanowiłam nawet po ciężkie zakupy w tym upale chodzić z synem na piechotę. Skończyło się kocie jedzenie, sklep zoologiczny daleko… korzystając z chwili odwagi szybko wsiedliśmy do auta zanim się rozmyśliłam 😀 I oczywiście nie taki diabeł straszny. Dziś też już pojechaliśmy do sklepu. Jednym słowem będę jeździć 😀 Kibicuję wszystkim, którzy mają ten sam problem. Chyba jest trochę takich osób, a oczywiście brakuje im tylko pewności siebie, może są lepszymi kierowcami niż inni. PS. Ale parkować to nadal tak sobie umiem… na kursie manewry szły mi najlepiej, a miasta się bałam, a teraz właśnie największy problem z parkowaniem. Ale to już sobie poćwiczę.
Aaa, ale motyw jest jeszcze tego rodzaju, że jak już jeżdżę to to uwielbiam 😀 Najbardziej mnie to relaksuje. I kocham autka, a najbardziej zabytkowe :):)
Dziękuję za podzielenie się Twoją historią 🙂 To wszystko, co piszesz jest mi bardzo bliskie, zwłaszcza z tym parkowaniem. Ostatnio pisałam u Ciebie na fanpage’u, że mam identyczny problem, ale trening czyni mistrza. Damy radę! No i ja też jak już wsiądę za kierownicę i jadę, to to uwielbiam 😃