Hiszpanki po wyjściu za mąż nie zmieniają swoich nazwisk tak, jak Polki. W Hiszpanii nie ma możliwości zmiany nazwiska po ślubie, bo po prostu taki zwyczaj tutaj nie istnieje. Można to jednak zrobić w Polsce – rejestrując małżeństwo w polskim USC.
Długo zastanawiałam się nad zmianą nazwiska i w końcu pozostałam przy swoim. Nie miałam ochoty tracić czasu na sprawy urzędowe, związane z wymianą wszystkich moich polskich i hiszpańskich dokumentów. Zresztą przyzwyczaiłam się już do mojego nazwiska i wcale nie jest mi potrzebne do szczęścia posiadanie nazwiska mojego hiszpańskiego męża.
Z wszystkich spraw, których nie da się uniknąć przed ślubem, najbardziej mile wspominam kurs przedmałżeński. Już kiedyś słyszałam, że hiszpańskie nauki przedślubne są bardzo ciekawe. Mogę to potwierdzić.
Hiszpański ksiądz nie powie Ci, że żyjesz w grzechu, ani nie będzie mówił Ci o płodności i zasadach planowania rodziny. Na kursie przedmałżeńskim w Hiszpanii usłyszysz za to bardzo życiowe i praktyczne wskazówki. Z nauk tych, najbardziej utkwiły mi w pamięci następujące kwestie:
- Miłość to wybór. Aby utrzymać ją między sobą, trzeba każdego dnia pielęgnować uczucie niczym kwiat.
- W małżeństwie nie zawsze jest kolorowo. Przechodzić będziemy przez dobre i złe chwile. W dzisiejszych czasach, ludzie zbyt szybko decydują się na rozwód. Nie walczą o małżeństwo. Wybierają najprostszą drogę. Radą księdza było, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam do głowy myśl o rozwodzie, abyśmy wrócili myślami do początków naszej znajomości i zastanowili się, jak było wtedy między nami i żebyśmy walczyli o małżeństwo do samego końca.
- Wiele kobiet mających dzieci, poświęcając się im, bardzo często zapomina o swoich mężach. Należy w tym wszystkim zachować równowagę. Dbać zarówno o dzieci, jak i o męża.
Do zawarcia ślubu w Hiszpanii nie wymagano od nas żadnego potwierdzenia odbytej spowiedzi. Oczywiście ksiądz zalecał spowiedź, ale jej nie narzucał. Czy się wyspowiadamy, czy nie, wybór należał do nas. Nikt nas z tego nie rozliczał. Tak samo było w przypadku świadków.
Ja jednak postanowiłam pójść do konfesjonału (i o dziwo mój mąż też!) i nie żałuję. Nie dość, że było to dla mnie nowym doświadczeniem, ponieważ nigdy wcześniej nie spowiadałam się w obcym języku, to spowiedź ta polegała raczej na luźnej, przyjemnej i wartościowej rozmowie z księdzem, niż na wyznawaniu moich grzechów.
W Hiszpanii, aby wziąć ślub, nie potrzeba również sakramentu bierzmowania. Mój mąż nie jest bierzmowany i nie stanowiło to żadnego problemu, aby udzielono nam ślubu.
Pobraliśmy się w Madrycie. Nigdy nie zapomnę emocji i tego niecodziennego stresu, kiedy przekraczając próg kościoła, myślałam, że zaraz wyskoczy mi serce z piersi. Z drugiej jednak strony, wypełniało mnie niezwykłe uczucie. To był magiczny dzień. Mój dzień. Gdzieś tam w głębi zawsze marzył mi się hiszpański ślub.
Kiedy już udało mi się dojść do ołtarza, nie padając gdzieś po drodze ze zżerającego mnie od wewnątrz stresu, usłyszałam rozbrajające słowa z ust uśmiechniętego księdza: – Que novia tan guapa! (Jaka piękna panna młoda!).
Kiedy zaczęłam wypowiadać przysięgę małżeńską, poczułam, że całe skumulowane we mnie napięcie zaczyna opadać. Chyba mój mąż był bardziej zestresowany, niż ja, bo w momencie sięgania po obrączkę, wziął swoją, zamiast mojej. Dobrze, że zauważył swoją pomyłkę przed włożeniem mi jej na palec.
Ważnym momentem podczas hiszpańskiej ceremonii ślubnej jest przekazanie sobie arras – 13 monet, z których 12 jest złotych, a 1 srebrna. Tradycja ta polega na tym, że pan młody wysypuje na dłonie panny młodej owe monety, a ona mu je zwraca. Na końcu, ksiądz udziela błogosławieństwa im i ich własności. Akt ten symbolizuje przekazanie bogactwa mężczyzny kobiecie i oznacza, że dobrobyt małżonków jest wspólny.
Po ceremonii zgromadzeni pod kościołem goście czekają na wyjście pary młodej, aby obrzucić ją ryżem i płatkami róż. Słychać wtedy ich głośne okrzyki: Vivan los novios! (Niech żyją państwo młodzi!).
Kiedy wszyscy goście złożyli nam życzenia, szliśmy na piechotę do hotelu, w którym miało odbyć się przyjęcie. Podczas poślubnego spaceru wśród madryckich uliczek, fotografowie uwieczniali na zdjęciach nasze niezapomniane chwile. Kiedy dotarliśmy do celu, na początku udaliśmy się na taras, znajdujący się na dachu hotelu.
Miał tam miejsce bardzo popularny na hiszpańskich przyjęciach weselnych, cóctel de bienvenida. Określiłabym to jako część powitalną, rozpoczynającą przyjęcie, podczas której serwuje się przekąski i różne napoje. Można wtedy napić się piwa, wina, czy drinka, porobić sobie zdjęcia oraz porozmawiać.
Następnie, wszyscy udaliśmy się do jednej z sal hotelu, aby zjeść obiad, po czym dopiero miała miejsce impreza z muzyką. Był pierwszy taniec, ale nie było rzucania bukietem. Mój bukiet ślubny podarowałam mojej dobrej polskiej przyjaciółce.
Jak widać, przyjęcie weselne w Hiszpanii bardzo odbiega od typowego polskiego wesela. Wielu Polakom pewnie nie spodobałby się sposób organizacji hiszpańskiego przyjęcia. No ale cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Słyszałam też opinie niektórych osób, że ślub powinien odbyć się w kraju, z którego pochodzi panna młoda. Że biorąc ślub za granicą, traci się swoją tożsamość. Bardzo mnie to rozśmieszyło. W życiu nie słyszałam nic bardziej absurdalnego. To, że jestem Polką, nie oznacza, że ślub mam brać w Polsce. Swojej tożsamości nigdy nie stracę. Zresztą w jej część wpisana jest także moja hiszpańska dusza.