Macierzyństwo nie zawsze jest kolorowe jak piękna tęcza na niebieskim niebie. Już kiedyś o tym pisałam. Dla wielu matek czasem przybiera odcienie czerni i najciemniejszych szarości. Odkąd jestem mamą, chodzę ciągle zmęczona, jednak dopiero mając dwoje dzieci, przekonałam się na własnej skórze, czym jest prawdziwe zmęczenie.
Nie jestem idealną matką. Nie wierzę, że takie istnieją. Chociaż w oczach mojego 4-letniego syna jestem „mamá perfecta” (perfekcyjna mama) – tak mi kiedyś powiedział. Takie słowa wypowiedziane przez własne dzieci mają magiczną moc i dają mnóstwo siły.
Pisząc ten tekst, nie jest moim celem użalanie się nad sobą, tylko opowiedzenie jak jest naprawdę. Jak ja to widzę i czuję. Bez owijania w bawełnę. Kiedyś myślałam, że macierzyństwo jest trudne, bo przyszło mi żyć w innym kraju. Można przeczytać wiele artykułów o macierzyństwie na emigracji. Jednak teraz myślę inaczej.
Macierzyństwo potrafi dać w kość tak samo, niezależnie od tego, gdzie się znajdujesz.
Nie sądzę, że gdybym wróciła do Polski, wszyscy rzuciliby mi się do pomocy. Na pewno też nie obarczałabym zbytnio nikogo moimi dziećmi. To należy do moich obowiązków. Wyglądałoby to podobnie jak tutaj. Jeśli mieszkałabym w tym samym mieście, co moja mama, pewnie od czasu do czasu „podrzuciłabym” dzieci babci, tak, jak tutaj dziadkom. Ale to takie gdybanie.
Prawdopodobnie wcale nie mieszkałabym tam, gdzie moja mama, więc problemy z brakiem pomocy byłyby takie same, jak w innym kraju. Poza tym jestem pewna, że w Polsce, czy w jakimkolwiek innym miejscu na świecie, czułabym dokładnie to samo, co czuję tutaj.
Chociaż kocham moje dzieci nad życie, macierzyństwem jestem już wypalona, namiętnie spalona niczym ostatni przeze mnie papieros kilka dobrych lat temu, zmęczona, poszatkowana, stłamszona, porozrywana na wszystkie strony…
Brakuje mi w tym wszystkim siebie, mojej przestrzeni, chwili tylko dla mnie. Całe szczęście, że pisanie bloga jest dla mnie odskocznią i moim, jak na razie jedynym hobby. Na inne rzeczy po prostu nie mam czasu. Tata oczywiście uczestniczy w życiu rodzinnym, kiedy tylko może. Problem w tym, że ostatnio całymi dniami pracuje.
To minie, wszystko przed Tobą, jeszcze za tym zatęsknisz – mówią.
Na pewno tak będzie, ale mnie właśnie teraz przytłacza i dobija monotonia, brak perspektyw i zero czasu dla siebie. Czuję się ograniczona. Już prawie od 5 lat, bez przerwy w tym tkwię. Czasem czułam, że się cofam. Jednak nie mogę powiedzieć, że nie zrobiłam nic dla siebie. Postawiłam ten mały krok naprzód, zakładając właśnie tego bloga. Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam pisać. Odkryłam w tym na nowo moją pasję. Bez tego, nie wiem, co by ze mnie zostało…
A dlaczego nie pracuję? Ciężko było mi zająć się sobą i myśleć o pracy, będąc w ciągłych przeprowadzkach i mając dwoje małych dzieci. Skupiałam się więc głównie na nich. Brakowało mi też stabilizacji. Teraz, na szczęście jesteśmy już w jednym miejscu na stałe.
Wychowywanie dzieci nie jest łatwe. To ciężka praca. Czasem masz dość, ogarnia Cię zwątpienie, jesteś u kresu swoich sił. Ale to zawsze mija. Po burzy wychodzi słońce. Nie raz, jego promienie mieszają się wraz z padającym deszczem i powstaje tęcza. Znowu widzisz macierzyństwo w kolorowych barwach. Patrzysz na swoje dzieci i wiesz, że to najcenniejszy dar, jaki dało Ci życie.
Niektórymi wydarzeniami stresujesz się bardziej niż one i może dlatego właśnie tak się to na Tobie odbija. Przejmujesz od nich emocje. One się szybko od nich uwalniają, podczas gdy w Tobie siedzą, spiętrzają się, nawarstwiają, przytłaczają. Czasem czujesz się, jakbyś miała w sobie tykającą bombę, która zaraz ma wybuchnąć. Są momenty, gdy myślisz, że może tylko Ty tak masz, że inni sobie świetnie radzą, a Ty jesteś słaba, że jedynie Ty masz tak absorbujące dzieci.
Poszłabym do pracy, jednak teraz jest to mało prawdopodobne. Wystarczy, że taty nie ma całymi dniami. Ktoś przecież musi zająć się dziećmi. 4-letni syn chodzi do przedszkola, z 2-letnią córką jestem non stop. Jednak nadzieja dla mnie jest już blisko. Od września i ona pójdzie do przedszkola.
Wierzę, że właśnie wtedy poskładam wszystkie moje części w jedną całość niczym puzzle, odnajdę siebie na nowo, znajdę swoje zajęcie, przywrócę równowagę w moim życiu.
Wciąż szukam swojej drogi, którą mam nadzieję, że pewnego dnia będę mogła pójść, zrobić coś dla siebie, coś odmiennego, bez dzieci. Coś, czego właśnie mi brakuje.
A Ty, Mamo, która czytasz ten tekst, znalazłaś już swoją drogę czy nadal jej szukasz?
Ten wpis dał mi siłę. Pisanie działa na mnie jak lekarstwo. Gdy piszę o tym, co wypływa z mojej duszy, umysł sam oczyszcza się ze złych emocji. Dzięki temu, po raz kolejny mogę spojrzeć na macierzyństwo w kolorowych barwach, a czernie i szarości odłożyć na bok. Docenić to, co mam. Czasem trzeba z siebie coś wyrzucić, aby poukładać to od nowa.
Wierzę, że moja droga gdzieś tam na mnie czeka. Wkroczę na nią w odpowiednim momencie. Tymczasem wracam do moich dzieci, które potrzebują mamy. Szczęśliwej i uśmiechniętej mamy. Wszystko inne może na razie poczekać…
Całkowicie Cię rozumiem. Mąż topograf, więc ciągłe przeprowadzki, system pracy hiszpański, więc od rana do wieczora w pracy. Na szczęście dziecko od jakiegoś czasu do poludnia w przedszkolu, więc szukam pracy, ale z powodu lockdownow to utrudnione. Nie wiem za co się zabrać, gdzie znalezc swoją zawodową drogę. Dziecko bardzo pochłania, chociaż jest najwiekszym dla mnie darem.
Witaj w klubie. U nas wygląda to bardzo podobnie. Mam nadzieję, że w przyszłości sytuacja zmieni się na lepsze. Pozdrawiam i życzę dużo siły.
Dokładnie wiem o czym mówisz. Moje dzieci to już nastolatkowie i wreszcie jestem szczęśliwa. Ja nie chciałam zostać zaszufladkowana jako „mama” dlatego że nie po to studiowałam… Tyle wyrzeczeń aby teraz zająć się dziećmi. Jednak zapłaciłam za to wysoka cenę. Macierzyństwo to dla mnie ciemna strefa. Wieczne zmęczenie i obawa ze dzieci będą chore i kto się nimi zajmie dlatego że ja musze iść do pracy. Chciałam żeby moje dzieci rosły jak na drożdżach…. I’m szybciej tym lepiej…. Myślę że gdybym została matka w późniejszym wieku…. Byłabym mądrzejsza. Disfruta!!!!!!
Myślałam, że tylko ja mam czasem podobne myśli. 😂🙈
Super, że jesteś szczęśliwa!
Wiem, co czujesz. Ja mieszkam w Anglii, mam jedno dziecko. Nikogo do pomocy – nie mamy tu rodziny, mąż także większość czasu w pracy, ja pracuję na własny rachunek. Czasami nie ogarniam wszystkiego – dom, dziecko, praca.
Jak ja to wszystko rozumiem. Aktualnie spełnia sie mój hiszpański sen choc czesto jest to sen, z którego chcialabym sie obudzic. Przeprowadzilismy sie jak dziecko mialo ok pol roku. Ja nie umiem sklecic poprawnie zdania. Mam lekcje hiszp, ale ciezko uczyc sie z tak malym dzieckiem. Do tego kochalam swoja prace,a tu nie mam mozliwosci powrotu do pracy bez dobrej znajomosci jezyka. Troche jak w ladnym wiezieniu 😉 o trudach macierzynstwa pierwszego dziecka nie musze wspominac. Najbardziej zle sie czuje jak ludzie mi mowia zebym cieszyla sie tym czasem. Ja nie disfrutuje ja chce przetrwac. Czuje sie czesto niezrozumiana. Jakbym byla zła matka bo sie nie ciesze. Czuje sie jakby mi urwalo noge a ktos kazal sie cieszyc,ze przynajmniej mam L4. Kocham swoja wyczekana coreczke po prostu taki etap teraz jest, dajcie mi ludzie prawo do mowienia,ze jest mi teraz ciezko! Pozdrawiam serdecznie