Siedzę na ławce na placu zabaw i przy okazji wygrzewam się w słońcu. Obserwuję bawiące się dzieci. Może rok starszy od mojego syna chłopak podskakuje do góry, łapie się szczebelka, po czym przesuwa się z jednego na drugi. Felix, mój syn, przygląda się mu, zaczyna się śmiać, podchodzi do niego i mówi: Qué haces? (Co robisz?). Bez skrępowania zaczynają zabawę. Nie ma żadnego wstydu i jakichkolwiek barier. Całkowity luz. Patrząc na nich, mogłoby się wydawać, że od pierwszego momentu są „los mejores amigos” (najlepszymi przyjaciółmi), a przecież dopiero co się poznali i być może już więcej się nie zobaczą.
Jakie są dzieci w Hiszpanii? Nie powinno nikogo zdziwić, jeśli powiem, że zupełnie inne, niż w Polsce. To przecież oczywiste. Polska i Hiszpania to całkowicie inne kraje, odmienne kultury i mentalności.
Według moich obserwacji hiszpańskie dzieci są bardziej otwarte na świat, pewne siebie, śmiałe, wesołe, rozmowne. Bije od nich prawdziwa, dziecięca, typowo „hiszpańska” radość.
Nawet kiedyś gdzieś przeczytałam, że według przeprowadzonych w tym kierunku badań, hiszpańskie dzieci są jednymi z najszczęśliwszych na świecie.
Z czego to wynika?
Przede wszystkim z innego podejścia do ich wychowania. Panuje przekonanie i nie wiem dokładnie, skąd się wzięło, że jest ono bezstresowe. Często można spotkać się z powiedzeniem „wychowanie po hiszpańsku”, którego niektórzy używają z pewną ironią. Bardzo nie lubię tego określenia mającego czasem wydźwięk negatywny. Takie komentarze padają z ust zazwyczaj tych, którzy nie mają najmniejszego pojęcia, jak to naprawdę wygląda. Być może byli w Hiszpanii na wakacjach i zaobserwowali dzieci spędzające czas do późnych godzin na dworze, co ze względu na wysokie temperatury w ciągu dnia w tym okresie jest jak najbardziej logiczne i normalne, bądź usłyszały czy gdzieś przeczytały niekoniecznie prawdziwe informacje.
Jak to więc wygląda moim okiem?
Nie zgodzę się z tym, że hiszpańskie wychowanie dzieci jest całkowicie bezstresowe i nie zwraca się im uwagi na jakieś niestosowne zachowania. Nie jest tak, że dzieci biegają samopas i w ogóle w tej Hiszpanii to hulaj dusza, piekła nie ma. Powiem tak – jest więcej luzu, a mniej stresu, lecz zapewniam Was, że hiszpańskim dzieciom nie są obce dobre maniery, nakazy i zakazy. Wiedzą doskonale, co to słowo „nie”. Nie są rozpuszczone ani źle wychowane, nie włażą rodzicom na głowę. Są po prostu inne, co jak już wcześniej wspomniałam, wynika z odmiennej mentalności.
Ostatnio zaobserwowałam następującą sytuację: Obiad rodzinny, pijemy kawę na tarasie, dziecko przewraca się po podłodze. Gospodyni mówi, że ją myła, ale nie wie, czy jakiś brud nie został. Matka dziecka odpowiada: Nie przejmuj się, ona (mając na myśli swoją córkę) ci ją doczyści.
Wydaje mi się, że podejście do dzieci w Polsce jest inne, nasiąknięte niepotrzebną nerwowością i zbytnim przejmowaniem się pierdołami. Polskie mamy czasem za bardzo trzęsą się nad swoimi dziećmi. Hiszpanki dają im więcej swobody. Mam wrażenie, że nikt nie obchodzi się z nimi jak z jajkiem.
Myślę, że zależy to nie tylko od innej kultury oraz odmiennego sposobu wychowania, ale w dużej mierze również od systemu edukacji. Nauczanie dzieci w szkole bardzo różni się od tego polskiego. Jest na pewno mniej stresowe, ale również od najmłodszych lat przekazywane są dzieciom różne wartości w radosny, pozytywny sposób. Już chyba nawet samo zwracanie się do nauczycieli po imieniu zmniejsza dystans, a buziak od nauczycielki jest czymś zupełnie normalnym
Podejście do wychowania dzieci w Hiszpanii uważam za dobre i jak najbardziej zdrowe, ponieważ pozbawione jest niepotrzebnego stresu. Dzięki temu hiszpańskie dzieci są szczęśliwe, bezpośrednie i bardziej otwarte na świat. Przynajmniej ja tak to widzę. Dlatego cieszę, się, że w żyłach moich dzieci płynie również hiszpańska krew i że wychowują się właśnie tutaj.
Wiem, że każdy może postrzegać inaczej sposób wychowania dzieci w Hiszpanii. Zależy to od doświadczeń, napotkanych przez nas ludzi i naszego myślenia. Na pewno też nie istnieje jedyny utarty schemat wychowania dzieci. Niejeden pewnie powie, że każde dziecko jest inne. Owszem, tak jest. Ja jednak spróbowałam przedstawić ogólny obraz hiszpańskich dzieci z własnej perspektywy. Jak zwykle, jest to moje osobiste zdanie. Jestem ciekawa, czy macie podobne, czy raczej całkiem inne odczucia?
Zgadzam się w pełni z artykułem. Spędzamy dużo czasu w Hiszpanii i moim zaskoczeniem była kultura hiszpańskich dzieci. Opowiem sytuację na basenie. Miejsce do skakania do basenu (trampolina ale betonowa) moja 9-letnia córka korzysta i wskakuje do wody, w tym momencie pojawia się gromadka 7 dzieci (sami chłopcy w wieku 7-11 lat) i ja polska mama przerażona że skoczą na głowę mojej córce.
Nic bardziej mylnego, każde dziecko czekało aż poprzednie się wynurzy i odpłynie. Byłam zachwycona jaki mają wzajemny szacunek do siebie. Po tej sytuacji obserwowałam dzieci na plaży i ku mojemu zaskoczeniu nie widziałam kłócących się dzieci. Wszystkie zgodnie się bawiły i też odniosłam wrażenie, że są to bardzo szczęśliwe dzieci. Co do tego, że przebywają do późnych godzin nocnych to uważam za ich tradycję kiedy w ciągu dnia przy 40 stopniowym upale nie ma opcji żeby dzieci biegały i bawiły się.
Pozdrawiam serdecznie
Bo właśnie dobrze jest pozwolić dziecku być samodzielnym. W dzisiejszych czasach nawet nastolatków wozi się do szkoły, aby bombelek nie musiał się męczyć autobusem. Znajoma mi mowila, że jej koleżanka ma dwójkę dzieci z czego starszy syn ma już z 11 lat. Ojciec po stracie uprawnień siedzi na socjalu, matka zapierdziela. Umówiła się któregoś razu na kawę z koleżanką i ten syn (przypomnę 11 lat) wydzwaniał do niej ciagle, kiedy wraca bo on jest głodny! Nic sam nie może sobie zrobić, ba, ojciec jest w domu. W domu też wszystko robi matka. Zadne dziecko nawet swojego pokoju nie sprzata
Do szkoły pod samą bramę podwożą go, bo te autobusy to takie niepewne… także ja myślę, że utarło się przekonanie „matka polka” musi być idealna i robic wszystko za innych… Sami wychowujemy takie sieroty (sorry za wyrażenie). I też wiadomo, że teraz generalizuje, ale jak się tak przypatrzeć to sporo ludzi taki właśnie klosz zakłada dzieciakowi w ochronie przed światem…
„nasiąknięte niepotrzebną nerwowością i zbytnim przejmowaniem się pierdołami” to jest całe życie w Polsce, i dzieci, i dorosłych… Dużo mi tutaj zajęła nauka, żeby się nie przejmować na 5 lat do przodu i nie niecierpliwić, jeśli trzeba na coś poczekać… Będzie, w ostatniej chwili, ale będzie, więc zamiast się denerwować, lepiej usiąść przy piwie na słoneczku. 🙂
Edzia zgredzia i Izia Karbizia usunęły załączony do rozmowy rodziców na grupie innego użytkownika Polacy w Szwecji. Świetny artykuł.