3 października 2024 roku zapamiętam na zawsze. Była to bez wątpienia najgorsza data w moim dotychczasowym życiu. W ten piękny, słoneczny dzień otrzymałam wyniki biopsji. Niestety początkowa diagnoza się potwierdziła: pierwotny chłoniak śródpiersia z komórek B. Jest to typ agresywnego chłoniaka, ale oczywiście jest na niego sposób. Chociaż nastawiłam się już na najgorsze, potwierdzenie diagnozy spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, ale powoli zaczynam to akceptować. Czeka mnie 6 cykli chemioterapii.
Pewnie zastanawiacie się, jak się zorientowałam, że w moim organizmie dzieje się coś niedobrego. Wszystko zaczęło się w sierpniu, od szybszego bicia serca, co zwalałam na upały. Następnie dostałam dziwnego bólu barku, który pomyliłam z bólem mięśniowym. Ale jak już zobaczyłam nabrzmiałe żyły na szyi, wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie dawało mi to spokoju, więc wybrałam się na pogotowie i tego samego dnia padła wstępna diagnoza, która zwaliła mnie z nóg. Miałam wrażenie, że to jakiś zły sen, okropny koszmar, z którego zaraz się wybudzę. Niestety była to brutalna rzeczywistość, która zadała mi porażający cios. Przewieziono mnie do innego szpitala w celu wykonania dalszych badań i po dwóch tygodniach miałam już ostateczny wynik.
Kiedy wyszłam ze szpitala po tygodniowym pobycie, poryczałam się jak bóbr. Że widzę niebo, słońce, drzewa i wszystko wokół. Że żyję i że mogło być gorzej. Tego uczucia nie da się opisać. To trzeba przeżyć. Nagle wszystkie wcześniejsze problemy, błahostki i pierdoły stały się nieistotne. Co więcej, w jednym momencie zdałam sobie sprawę, że nie miałam do tej pory większych kłopotów w życiu, a rzeczy, którymi się martwiłam były po prostu banalne.
W tym wszystkim jestem wdzięczna za to, że zostałam tak szybko zdiagnozowana. Wiem, że będzie ciężko, ale nikt nie obiecywał mi, że moje życie będzie łatwe. Powiedziałam sobie, że mimo że nowotwór, który mnie dotknął, jest agresywny, ja jestem bardziej agresywna i na pewno się nie poddam. W międzyczasie zamierzam żyć chwilą.