Życie moim okiem

39 urodziny. Jestem, choć mogło mnie nie być

18 sierpnia, 2025

Dziś kończę 39 lat. 
Świętuję nie tylko urodziny, ale także drogę, którą przeszłam.
Minął już niemal rok od dnia, kiedy usłyszałam diagnozę, która zwaliła mnie z nóg – agresywny chłoniak śródpiersia. I choć próbował mnie zabić, nie udało mu się.
Wciąż tu jestem i uśmiecham się do życia. 💕

Pamiętam, jak jechałam karetką na drugi koniec Madrytu i marzyłam, żeby ktoś mnie uszczypnął – bym obudziła się w moim łóżku. Ale to nie był zły sen – to była brutalna rzeczywistość.
Pamiętam każdy dzień w szpitalu, który ciągnął się jak wieczność. Każdą kroplę toksycznej, a jednocześnie ratującej życie chemioterapii, która spływała do moich żył. Nigdy nie zapomnę dźwięku maszyny, do której podczepione były worki z pomarańczowym płynem.
A piosenka „Sign of the Times” Harry’ego Stylesa będzie już zawsze kojarzyć mi się z tamtym okresem – puszczali ją ze szkoły niedaleko szpitala. Czułam się, jakby grali ją specjalnie dla mnie…
Pamiętam strach, niepewność i obawę o moje dzieci. Bo choć ja mogłam umrzeć – a przecież nie chciałam – to co z nimi? Co będzie, jeśli mnie zabraknie? Znam wiele takich przypadków – śmierć potrafi być bezlitosna. Dlaczego akurat mnie miałaby oszczędzić? Nie dawało mi to spokoju.

Ale nigdy nie zapomnę też uśmiechu lekarza, gdy przekazywał mi wiadomość o remisji. Tej empatii, jaką obdarzył mnie personel medyczny. Nie wspominając już o wsparciu od bliskich.
I pewnego młodego sanitariusza z przykuwającymi wzrok tatuażami, który trzymał mnie za rękę podczas zakładania portu naczyniowego. Rozmawialiśmy o hiszpańskim winie i polskiej wódce. Temat jak znalazł. 😂
Takich rzeczy się nie zapomina.

Kiedy agresor zaatakował mój organizm, trzeba było odpowiedzieć równie agresywnie. 
Ciężkie leczenie zabrało mi włosy, rzęsy i brwi. Czułam się jak drzewo ogołocone na zimę, pozbawione całego piękna. 
Ale wtedy zrozumiałam jedno – to nie wygląd mnie definiuje. 
Definiuje mnie to, co mam w środku: siła, z jaką podnoszę się po każdym upadku, i to, że pomimo morza łez, które wylałam, nigdy się nie poddałam. To właśnie w tym tkwi prawdziwe piękno. Łysa głowa była najmniejszym problemem.

Dziś wzniosę toast kieliszkiem dobrego wina:

  • za to, że przetrwałam coś, co wydawało mi się nie do przejścia,
  • za „drugie życie”, które dostałam,
  • za każdy dzień w remisji,
  • za odwagę pomimo strachu,
  • za psychiczne blizny, które na zawsze pozostaną częścią mnie,
  • za to, że mogę świętować kolejne urodziny, choć mogło mnie nie być.

Mówią, że życie zaczyna się po czterdziestce. 
Moje już się zaczęło. 
Mam nadzieję, że najlepsze dopiero przede mną. 
I tego właśnie sobie życzę. 🍀

Jeśli to czytasz i sam/sama przechodzisz przez trudny czas – nie trać nadziei. 
Burze przemijają. A potem… może być naprawdę pięknie. ❤️‍🩹

Podoba Ci się ten wpis? Będzie mi bardzo miło, jeśli udostępnisz go dalej. A może masz ochotę zostawić po sobie ślad w formie komentarza?
Jeśli doceniasz moje treści i lubisz czytać moje teksty, możesz mnie symbolicznie wesprzeć, stawiając mi wirtualną kawę, która da mi energię do dalszego tworzenia 🤩

Postaw mi kawę

Inne ciekawe wpisy

Powiadomienia
Powiadom o
guest
0 comments
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
0
Czekam na Twój komentarz :)x