Polak Polakowi wilkiem albo jeszcze gorzej: Polak Polakowi Polakiem. Na pewno każdy z nas spotkał się z tym powiedzeniem. Z doświadczenia wielu osób wynika, że zwłaszcza na emigracji Polacy potrafią pokazać swoje prawdziwe oblicze. Że zachowują się jak żmije. Prędzej podłożą świnię niż pomogą. Z szyderczym gdzieś w głębi siebie uśmiechem będą cieszyć się z naszego nieszczęścia.
Jeśli Polakowi kiepsko się wiedzie, to w żadnym razie innemu nie może być lepiej! Musisz przynajmniej jechać na tym samym wózku.
A gdy ktoś znajdzie się w gorszej sytuacji, to ten drugi odetchnie trochę z ulgą, że jednak wcale nie ma tak źle. Znacie to? Idealnie pasują w tym momencie słowa z filmu „Hiacynt” Piotra Domalewskiego: Polacy nie lubią, jak inni Polacy są szczęśliwi. Również smutne, lecz jak najbardziej prawdziwe jest to, że żyjąc na obczyźnie, często cudzoziemiec poda nam pomocną dłoń, a nasz rodak niekoniecznie. Za granicą od Polaków trzymaj się jak najdalej! – nie zliczę, ile razy obiło mi się o uszy to zdanie.
Zawistny Polak
Jeszcze inna historia to Polak w Internecie. Polak na grupach facebookowych. Tam najprościej pokazać swoją twarz, jednocześnie tak naprawdę jej nie ukazując. Wywołać gówno burzę, aby zwrócić na siebie uwagę, a drugiego zmieszać z błotem, przy okazji dowartościowując się jego kosztem. Lub napisać uszczypliwy komentarz, może obrazić kogoś lub próbować ośmieszyć tylko po to, by choć przez chwilę poczuć się lepiej. I to wszystko bez patrzenia tej osobie prosto w oczy. To najlepszy sposób na poprawę jakże złego samopoczucia! Bardzo łatwo dać upust swoim frustracjom, chcąc wylać je niczym wiadro pomyj na kogoś innego, siedząc w ukryciu przed ekranem komputera. Ciekawe, czy wystarczyłoby komuś odwagi na identyczne zachowania w realu?
W polskiej mentalności rysują się bardzo wyraźnie zazdrość oraz zawiść. Powodzenie i sukcesy rodaków tak bardzo uwierają, że trzeba w jakiś sposób utrzeć im nosa. Przecież nie można pozwolić, aby ktoś był lepszy od nas więc, zamiast dążyć do budowania własnego szczęścia, należy podstawić mu nogę. To tak jakby chcieć niszczyć innych, aby budować siebie. Wynika to też z zakompleksienia i niskiej samooceny, które cechują polskie społeczeństwo.
Co tu dużo mówić, jesteśmy chyba jedynym takim narodem, który nie lubi siebie nawzajem. Mamy o sobie jako o zbiorowości raczej złe zdanie niż dobre. Kochamy Polskę, naszą ojczyznę, ale… No właśnie, często słyszy się od ludzi jakieś „ale” i zazwyczaj tyczy się ono nas, Polaków. Dlaczego tak się dzieje? Na pewno każdy wie, że polska mentalność kształtowała się wraz z historią i to właśnie wydarzenia z przeszłości wywarły na nią duży wpływ.
Polacy okiem Wańkowicza
Bardzo trafnej, według mnie, krytyki naszego narodu dokonał Melchior Wańkowicz, znakomity pisarz, dziennikarz i publicysta, nazywany „ojcem polskiego reportażu”. W swoich felietonach pisał o bezinteresownej zawiści Polaków, poruszał temat ich zachowań na emigracji, a naszą cechę narodową nazwał mianem „kundlizmu”. Jak można się domyślić, wydanie „Kundlizmu” w 1947 roku wywołało ogromne kontrowersje. Jakże prawdziwe słowa zawarte w felietonach przyciągnęły również protest, bowiem na jego znak niektóre czasopisma emigracyjne zerwały współpracę z dziennikarzem.
Dlaczego tak się stało? Już tłumaczę. Co w ogóle oznacza pojęcie „kundlizm”? Chociaż zapewne wszystkim kojarzy się z kundlem i być może z użeraniem się ze sobą niczym psy, nie ma tak naprawdę nic wspólnego z gryzącymi się zwierzętami.
W Wikipedii czytamy, że słowa „kundlizm” używa się, mówiąc o godnej pogardy postawie człowieka lub zbiorowości, będącej przeciwieństwem szlachetności, autentyczności, bezinteresowności. I właśnie o to chodziło Wańkowiczowi w swoich tekstach. Pisał o wadach Polaków i przez to, na powojennej emigracji zarzucano mu, że znieważa polski naród.
Poniżej przytoczę fragmenty jego felietonów:
Stale wahamy się między megalomanią a kompleksem niższości. Pisarz, który podbechtuje megalomanię, podoba się nam. Pisarz, który wskazuje nasze złe strony – prędzej czy później ściąga na siebie oburzenie. Pisanie pod prąd powszechnych upodobań jest równie potrzebne, jak pisanie z rytmem serc.
Dlaczego nasz osąd „świąteczny” nas samych jest tak różny od osądu dnia powszedniego? Sądzę, że oba osądy są słuszne. Nasz naród jest tak dwoisty jak żaden inny. (…) Polakom jest źle ze sobą. Stop… Proszę wstrzymać się z protestami. Ja wiem o tęsknocie do swoich, ja wiem o wspomaganiu się i solidarności. Ale mówię nie o ciężkich chwilach, a właśnie – o dniu codziennym. Już zebraliśmy się, już jesteśmy na kupie – i co wtedy? Wtedy zalewa nas jasna krew, wtedy nas bierze cholera, wtedy: „Niech to szlag trafi”, jak te rodaki jeden drugiemu utrudniają życie.
Zaznajamiamy się w podróży z jakimś cudzoziemcem. – Jaki jest pański fach? – pyta. – Jestem inżynierem. – Ach, tak!… I w tym „ach, tak!” jest pokwitowanie wiadomości z dodaniem paru groszy kredytu: „Jesteś inżynierem, więc zapewne wystudiowałeś swój fach, więc zapewne umiesz to robić”. Teraz, jeśli zacznę pracę z tym cudzoziemcem, to ją zacznę z tymi paru groszami kredytu. Zawszeć to lżej. Dopiero, jeśli poszkapię robotę, to stracę ten kredyt.
Jeśli jadę z rodakiem i powiem, że jestem inżynierem, to się krzywo uśmiechnie wewnętrznie: „Pewnie po prostu jakiś technik budowlany”.
Jeśli powiem, że jestem literatem, pomyśli, że ma do czynienia z reporterzyną, doktor będzie u niego łapiduchem, geometra – skoczybruzdą, urzędnik – urzędasem, policjant – gliną, wydawca – wydławcą, nakładca – nakradcą, ksiądz – klechą, podoficer zawodowy – zupakiem, weterynarz – konowałem, aptekarz – pigularzem, pisarz – gryzipiórkiem, dziennikarz – skrybą, a kucharka – garkotłukiem. Człowiek wesoły w jego pojęciu wygłupia się, człowiek smutny – pozuje, człowiek energiczny – to karierowicz, indywidualność – to reklamiarz, człowiek myślący samodzielnie – „strugający wariata”, wierzący – to świętoszek, a niewierzący – to bolszewik, przedsiębiorczy – to taki, który pcha się, a wstrzemięźliwy – to kretyn. Wytworzyliśmy bogate słownictwo pogardliwych słów.
Trudno z takim bagażem powszechnej zgryźliwości i braku zaufania poczynać pracę. Polak w swoim środowisku zaczyna ją z reguły z obciążeniem nieufności, podczas kiedy za granicą ludzie zaczynają ją z paru punktami kredytu. Polak musi dopiero popracować, by w oczach rodaków dojść do zera, od którego dopiero może się drapać na plus. Pomnóżmy ten debet, zapisywany indywidualnie na rachunek każdego Polaka, przez wiele milionów Polaków i zobaczymy ogromny debet psychiczny stworzony dobrowolnie – diabli wiedzą dlaczego. Jeśli zajdę do wojskowego składu, angielskiego po cokolwiek, uśmiechnięty Anglik myśli przede wszystkim, jak zrobić, żeby mi dać to, czego pragnę. Jeśli zajdę do polskiego, urzędujący Polak myśli przede wszystkim, jak nie dać – że może jednak jakiś punkt na to nie pozwala.(…)
Skąd bierze się ten wielki zapas niechęci człowieka do człowieka, tego, co ja bym nazwał bezinteresowną zawiścią? – zadaje pytanie pisarz.
Jeśli jednak organiczna głupota jest chorobą międzynarodową jak rak, to zawiść bezinteresowna specjalnie grasuje w Polsce jak mucha tse – tse w jakimś Nyasalandzie.
Jak się to dzieje, że rodacy krzywo się uśmiechają na powodzenie bliźnich? To mało powiedzieć – krzywo się uśmiechają: ścigają to powodzenie zajadle jakby osobiście nim byli obrażeni.
On jest inżynierem, ja jestem weterynarzem, ale cholera wie, czy ten weterynarz „gdzieś czegoś nie popsuje”. Jeśli się krzywo uśmiechną porucznicy, że jeden z nich został kapitanem, to rozumiem. Ale czemu stukający młotkiem w zelówkę szewc wykrzywia się z lekceważeniem, z obrazą osobistą niemal i poczuciem krzywdy, kiedy się dowie, że kanonik został prałatem, chociaż ten szewc nigdy na prałata nie celował? Skąd ta bezinteresowna zawiść u tego szewca?
Powstał z tego nieznośny styl życia, to, co bym nazwał „kundlizmem”. Ten kundlizm stworzył zawiść człowieka do człowieka. (…)
Uśmiechaliście się w duchu, czytając powyższe fragmenty? Czyż nie jest to wciąż aktualna ocena polskiej mentalności?
Słowa te, choć uwiecznione na papierze wiele lat temu, nadal są uniwersalne. Zmieniły się jedynie czasy, lecz ludzie pozostali tacy sami. Nic dodać, nic ująć. Teksty te mówią same za siebie i nie bez przyczyny je przytoczyłam. Niech te prawdziwe, Wańkowiczowskie słowa sprzed tylu lat „odżyją” teraz także na moim blogu.
Oczywiście, jak zawsze, nie jest moim celem generalizowanie. Nie wszyscy tacy są. Całe szczęście! Mowa tu jednak o tym, co nas wyróżnia na tle innych narodów, kiedy mamy na myśli nasze złe strony. Gorzka prawda jest taka, że Polak Polakowi wilkiem. Czy może Polak Polakowi Polakiem? Chyba na to samo wychodzi. Natomiast jestem pewna, że nawet z wadami narodowymi da się walczyć. Wystarczy tylko nie chcieć być takim jak zawistny Polak. Nie raz słyszałam z ust niejednego: Polska to piękny kraj, ale… Niech każdy dokończy sobie to zdanie sam.
Źródła:
- M. Wańkowicz, Kundlizm, Wyd. K. Brelitera, Rzym-Londyn 1947
- https://pl.wiktionary.org/wiki/kundlizm
Ja właśnie tego nie rozumiem. Ciągłego porównywania się. Do koleżanek, do sąsiadów, do ludzi z internetu. Spotkałam się z dziwnym zjawiskiem tu w Niemczech, kupowania uzywanych ciuchow na vinted, byleby były oryginalne. I idzie taki w bluzie Tommyego czy Korsa do JobCenter po zasiłek.
Udało mi się spotkać troche bogatych ludzi, każdy z nich wyglądał normalnie. Zwykla bluza, bez żadnych logo na całe plecy. Ludzie, którzy cos mają, wiedzą, że to mają i nie muszą nikomu udowadniać, że to mają.
Tak samo z tymi komentarzami na fejsie. Lewandowscy – cały świat zachwycony osiągami, Polacy jako jedyni hejtują. Co jest z nami nie tak?
Czy serio musimy ciagle sie chwalić, autem, ciuchami, świadectwem dzieci, wycieczką do Dubaju, aby udowodnić ludziom, których nawet nie lubimy, że jesteśmy coś warci?
Zgadzam się. Dobrze to ujęłaś.
Jakie to niestety prawdziwe..
dobre. ale to nie tylko z historii. polak musi walczyć, by wypłynąc na powierzchnię. znacznie ciężej, niż inni, którzy mają łatwiej. to spore obciążenie, powstaje pytanie, czy innym się należy rzekomo tak łatwo.
Trudno się jednak uśmiechać, jeśli ma się to na codzień…